piątek, 4 stycznia 2013

Śmierć w obiektywie

piątek, 4 stycznia 2013
Gdy w październiku zmarł w wieku prawie 95 lat, wspominały o nim głównie media lokalne. Tym bardziej wypada wspomnieć na blogu tę postać. Polski fotograf, którego bezpowrotnie odmienił pobyt w obozie zagłady. Portrecista więźniów Auschwitz-Birkenau - Wilhelm Brasse.


Niemiecko-brzmiące nazwisko zawdzięcza swoim austriackim przodkom. Był jednak polskim patriotą, tak został wychowany przez swoich rodziców (jego ojciec był uczestnikiem wojny polsko-bolszewickiej w 1920 roku). 

Wychowany w Żywcu z czasem otrzymuje możliwość nauki zawodu fotografa w Katowicach, gdzie przy ul. 3 Maja punkt fotograficzny prowadziła jego ciotka (istnieje on zresztą do dzisiaj). Wykonywał tam zdjęcia ślubne i legitymacyjne oraz portrety.

Gdy wybuchła wojna, miał możliwość podpisania volkslisty i wstąpienia do armii niemieckiej. Odmówił tego, a wkrótce potem próbował przez Węgry dostać się do Francji i przystąpić tam do wojska polskiego. Został jednak zadenuncjowany i tak w sierpniu 1940 roku został zatrzymany w Bieszczadach i osadzony w obozie w Oświęcimiu. Co ciekawe, w trakcie transportu Niemcy po raz kolejny zaproponowali mu podpisanie volkslisty - bezskutecznie. Brasse uznawał to za "wyjście niehonorowe".

Zawód fotografa połączony ze znajomością języka niemieckiego szybko zostały dostrzeżone. Nakazano mu więc, aby w obozie robił zdjęcia ewidencyjne więźniów. Kto choć raz był w Muzeum Auschwitz-Birkenau, ten na pewno pamięta słynne fotografie - z boku, z przodu i z profilu. Trudno jest je oglądać, trudno jest spojrzeć prosto w oczy cierpieniu. 

Według szacunków samego fotografa, wykonał on ok. 40-50 tysięcy takich zdjęć. Zresztą to właśnie jemu zawdzięczamy to, że możemy je dziś oglądać, o czym za chwilę.

Bohater niniejszej notki fotografował nie tylko więźniów. Był zmuszany do robienia zdjęć eksperymentom medycznym, także tym prowadzonym przed dr. Mengele, którego wspominał jako bardzo grzecznego wobec niego, choć miał świadomość, że była to "bestia w ludzkiej skórze". Fotografował też samych nazistów, w tym obozowego "pana życia i śmierci", szefa Gestapo Maxa Grubnera. 

Koszmar obozowej rzeczywistości powodował skrajne psychiczne wykończenie. Brasse wspominał, że przeklinał Boga i rodziców. Mimo wszystko można stwierdzić, że był człowiekiem o niezwykle silnym umyśle, dzięki czemu przetrwał 5 lat w miejscu najgorszej ludzkiej kaźni. Gdy Niemcy wycofywali się i obóz czekała ewakuacja, fotografowie otrzymali rozkaz spalenia zdjęć i kartotek. Jednak gdy tylko pojawiła się taka możliwość, Brasse wraz z współpracownikami zaniechał jego wykonania, mając świadomość, że te dziesiątki tysięcy zdjęć i dokumentów są dowodem zbrodni. Tak też faktycznie się stało - jego fotografie były wykorzystywane później przy procesach niemieckich zbrodniarzy.


Po wojnie początkowo miał zamiar powrócić do wykonywania zawodu. Nie potrafił. Wciąż miał przed oczyma więźniów Auschwitz. Poczuł odrazę do dalszego robienia zdjęć i jak sam mówił, "z tym już umrze". 

Przez 60 lat nikomu nie wspominał o swoich przeżyciach, pracował jako rzemieślnik. Dopiero w ostatnich latach swojego życia został odnaleziony przez badaczy z Izraela. 

Gdy wyrzucił z siebie wszystko, poczuł dużą ulgę. Odważył się też pojechać do Oświęcimia.

Zmarł 23 października 2012 roku w Żywcu. W 2005 roku powstał film, w którym opowiedział on swą historię. Przejmujący dokument zatytułowany "Portrecista" został nagrodzony na kilku festiwalach. Jest on dostępny na YouTube, szczerze zachęcam do obejrzenia:


Niech spoczywa w pokoju. Cześć Jego pamięci.


BK

5 komentarze:

Anonimowy pisze...

Dziękuję autorowi tego tekstu, że ocalił od zapomnienia postać polskiego patrioty; jestem przekonana, że nie jest to odosobniona historia oddania za Ojczyznę i ryzykowania dla Niej najcenniejszego - życia.
Oby więcej takich osób, które tego nie zrobiły, ukazało się na światło dzienne, aby dawać przykład i wzorce tym, którzy się pogubili.
Monika

Mieszko I pisze...

Musiał mieć silną psychę... Ja bym zwariował ;/

EARTHNICITY pisze...

Takich historii jest o wiele więcej tak naprawdę. Trzeba tylko dobrze poszukać na internecie.

skup samochodów Warszawa pisze...

Trochę szkoda że na ten moment nie ma żadnych wpisów na tym blogu.Mnie to się po prostu bardzo nie podoba.

Marlena pisze...

Ludzie! Prowadzcie dalej tą piękną stronę!

Prześlij komentarz

 
◄Design by Pocket Distributed by Deluxe Templates