wtorek, 21 grudnia 2010

Boże Narodzenie na nieludzkiej ziemi...

wtorek, 21 grudnia 2010
Ten tekst nie będzie opowiadał o Świętach Bożego Narodzenia, jakie znamy: radosnych, przeżywanych w ciepłej, rodzinnej atmosferze, zgodnie z wszelkimi tradycjami, z pełnym stołem jedzenia i mnóstwem prezentów pod choinką. Gdy w tym roku zasiądziemy do wigilijnego stołu, doceńmy to wszystko, pamiętając także o tych, którzy te jedne z najpiękniejszych dni w roku musieli przetrwać na zesłaniu, z dala od ojczyzny...

Zesłania Polaków na Syberię to temat bardzo obszerny i trudno poruszać tutaj dokładnie całą tę problematykę. Przybliżmy jednak garść faktów. Polacy byli zsyłani na Syberię już od czasu wojen polsko-rosyjskich w XVII wieku. Trudno zliczyć, ilu tak naprawdę naszych rodaków trafiło w głąb Rosji. Zesłania nasiliły się w okresie zaborów, zsyłki spotykały m.in. powstańców styczniowych i listopadowych. Sybirakiem był również Józef Piłsudski. Wreszcie zesłania nasiliły się także w okresie II wojny światowej, po tym jak Związek Radziecki w wyniku agresji z 17 września 1939 r. zajął ponad połowę terytorium II Rzeczypospolitej.

Nieludzkie warunki życiowe, ogromny mróz (sięgający często -40 stopni), tęsknota za rodziną i ojczyzną - takie okoliczności spotkały zesłańców. Jedyne, na czego brak nie można było narzekać, to niewolnicza praca. Trudno się więc dziwić, gdy czytamy, jakimi określeniami nazywano Syberię: "nieludzka ziemia", "ziemia przeklęta", "ziemia milczenia i grozy", "kraina powolnego konania", "ziemia wiecznych śniegów i wiecznej tęsknoty" czy "lodowe piekło".

Cierpienie zaczynało się już w trakcie transportu z Polski. Wysiedlanych dowożono bezpośrednio na stacje kolejowe, a tam czekały na nich wagony towarowe. Liczba osób, jakie w nich pomieszczano, często bywała zbyt duża.
"Ścisk i zaduch – tak nas upchali, że drzwi z ledwością się zamykały. W wagonie było tak ciasno, że ja miałem tyle miejsca, aby z podkurczonymi nogami siedzieć na nogach sąsiada" - wspominają sami zesłańcy. Podróż stawała się koszmarem także z powodu niewielkich ilości dostępnej wody i zdecydowanie zbyt rzadkich posiłków. Długość transportów była dość zróżnicowana, nie trwały one jednak krócej niż kilka tygodni.

Na miejscu zesłania poza wspomnianymi wcześniej dolegliwościami pojawiała się kolejna - robactwo, wszelkie karaluchy, pluskwy, wszy... Opisy doświadczeń życia na Syberii są niejednokrotnie tak przerażające, że nie chcę ich szerzej tu przytaczać. Sybiracy zostali odarci z godności. Jak w takich warunkach żyć? Skąd brać siłę? Z wiary w Boga, miłości do rodziny, ojczyzny. Nieocenione znaczenie miały praktyki religijne, które pomagały przetrwać najgorsze i dodawały otuchy w chwilach zwątpienia. Uznanie budzi to, w jaki sposób starano się za wszelką cenę zachować polskość - poprzez nieustanne wychowywanie dzieci w duchu religijności i patriotyzmu, dbanie o czystą i poprawną polszczyznę czy po prostu uczenie ich na własną rękę historii, geografii, matematyki.

Mocne wrażenie robią wspomnienia samych zesłańców, którzy mieli to szczęście i wrócili do Polski, jak np. pani Maria Litwin.
Czasami cieszycie się, kiedy nie ma lekcji. Ja przez te sześć lat zesłania tak strasznie tęskniłam do szkoły. I potem, już w Polsce, zanim udało mi się rozpocząć naukę, przeżyłam mnóstwo upokorzeń. Czułam wielki żal, kiedy ludzie w Polsce pytali, za co nas zesłano. Jak jakichś złoczyńców. A przecież nas zesłano za nic. Za to tylko, że byliśmy Polakami. Człowiek, który nie ma swojego kraju, żyje na zesłaniu, jest nikim, półzwierzęciem - opowiadała swego czasu na spotkaniu z młodzieżą.

Poruszające są według mnie dzieła Stefana Centomirskiego, malarza, który spędził na Syberii 12 lat (zapraszam na jego stronę internetową - tutaj). Na jednym ze swoich obrazów, zatytułowanym "Syberyjska Madonna", uwiecznił piękny moment - matkę karmiącą swe dziecko. Jest to nawiązanie do autentycznej historii, którą wspomina w ten sposób: moją matkę,
jako żonę wroga narodu, odesłali daleko od domu do ciężkiej fizycznej pracy, odkopywać skopki siana spod śniegu. Kilkumiesięczne niemowlę, moja siostrzyczka Wala, stale płakała, chciała być karmiona matczynym mlekiem. Wziąłem ją w zawiniątko, schowałem pod połciami swego kożucha, żeby nie zmarzła i brnąc przez zaspy śniegu, niosłem ją do matki. Ona rzucała łopatę, łapała córeczkę, od razu siadała na śnieg, odkrywała pierś i karmiła dziecko. Ja byłem przerażony, bałem się, że matka zachoruje, bo tu 30 może 40 stopni mrozu, mnie w futrze zimno, a ona z odsłoniętą piersią, czy to wytrzyma? Ten dzień pozwolił mi uwierzyć, że Bóg czuwa nad nami. Mama i siostrzyczka nie zachorowały.

W Radzieckiej Rosji zakazane były praktyki religijne, a dni świąteczne były normalnymi dniami pracy. Nikt jednak nie wyobrażał sobie, że można by nie obchodzić Świąt Bożego Narodzenia. Choć było smutno i ciężko, świętowano najlepiej, jak tylko w takich warunkach się dało. Wigilijne potrawy ograniczały się do czarnego chleba i wrzątku, ale czy to tak naprawdę jest najważniejsze w tych dniach? Możliwość wspólnego śpiewania polskich kolęd, łamania się chlebem i składania sobie życzeń - tych rzeczy nie można było zesłańców pozbawić. Przytoczmy kilka wspomnień samych zesłańców.

Tak wypowiada się pani Wanda Niezgoda-Górska: matka przygotowała stół wigilijny, położyła na sąsieku walizkę i przykryła białym obrusem. Nie było opłatka, więc połamaliśmy się czarnym, przydziałowym chlebem. Czarny chleb był też jedynym daniem wigilijnym. Musiał zastąpić 12 tradycyjnych dań. Nadchodzące Święta Bożego Narodzenia przywołały falę wspomnień. Tym razem jednak nie odczuwaliśmy zwykłego nastroju radości, towarzyszącego tym uroczystym dniom. Pierwsza Wigilia na obczyźnie, tysiące kilometrów od rodzinnej ziemi, w strasznym, niegościnnym kraju, przepojona była nieopisanym smutkiem.

Podobne wspomnienia przywołuje pani Jadwiga Stocka, wywieziona w lutym 1940 r.:
przyszły Święta Bożego Narodzenia. Tam żadnych świąt religijnych nie honorują, normalnie idą do pracy. Ponieważ myśmy w mrozy nie chodzili do lasu mogliśmy normalnie uczcić to święto. Jakżeż ubożuchne, bez żadnych potraw wigilijnych. Zamiast opłatka podzieliliśmy się kawałkiem chleba, życząc sobie oczywiście rychłego powrotu do Polski. Ze ściśniętym gardłem przez łzy, wspólnie pośpiewaliśmy nasze tradycyjne kolędy. Zebrało się nas parę rodzin polskich w jednej chatynce, żeby było raźniej. Każdy wspominał tylko Polskę, jak tam obchodził święta.

Zesłańcy martwili się o swoich bliskich. Jak obecnie pozostawiona rodzina obchodzi Boże Narodzenie? Czy nas wspominają i czy myślą o nas? Czy się jeszcze kiedyś spotkamy?
Boże, pozwól nam zobaczyć Ojczyznę, pomóż nam przeżyć tę syberyjską zimę, daj nam wrócić w rodzinne strony...


Także w Polsce rodziny Sybiraków pamiętały o nich. Mało kto o tym wie, ale zwyczaj zostawiania pustego miejsca przy wigilijnym stole upowszechnił się właśnie w okresie deportacji w XIX wieku i symbolizował obecność członka rodziny zesłanego na Syberię. Warto, byśmy o tym pamiętali.

***

Jacek Malczewski - Wigilia na Syberii (1892 r.)

Do powyższego obrazu słowa piosenki napisał Jacek Kaczmarski. Wklejam link do niej i tekst na koniec tej notki.



Zasyczał w zimnej ciszy samowar
Ukrop nalewam w szklanki
Przy wigilijnym stole bez słowa
Świętują polscy zesłańcy
Na ścianach mokry osad wilgoci
Obrus podszyty słomą
Płomieniem ciemnym świeca się kopci
Słowem - wszystko jak w domu
Słyszę z nieba muzykę i anielskie pieśni
Sławią Boga, że nam się do stajenki mieści
Nie chce rozum pojąć tego, chyba okiem dojrzy czego
Czy się mu to nie śni

Nie będzie tylko gwiazdki na niebie
Grzybów w świątecznym barszczu
Jest nóż z żelaza przy czarnym chlebie
Cukier dzielony na kartce
Talerz podstawiam, by nie uronić
Tego czym życie się słodzi
Inny w talerzu pustym twarz schronił
Bóg się nam jutro urodzi

Król wiecznej chwały już się nam narodził
Z kajdan niewoli lud swój oswobodził
Brzmij wesoło świecie cały, oddaj ukłon Panu chwały
Bo to się spełniło, co nas nabawiło serca radością

Nie, nie jesteśmy biedni i smutni
Chustka przy twarzy to katar
Nie będzie klusek z makiem i kutii
Będzie chleb i herbata
Siedzę i sam się w sobie nie mieszczę
Patrząc na swoje życie
Jesteśmy razem - czegóż chcieć jeszcze...
Jutro przyjdzie zbawiciel

Lulajże Jezuniu moja perełko
Lulaj ulubione me pieścidełko
Lulajże Jezuniu, lulajże lulaj
A ty go Matulu w płaczu utulaj

Byleby świecy starczyło na noc
Długo się czeka na Niego
By jak co roku sobie nad ranem
Życzyć tego samego
Znów się urodzi, umrze w cierpieniu
Znowu dopali się świeca
Po ciemku wolność w Jego imieniu
Jeden drugiemu obieca

***

Po tak długiej notce pozostaje mi już tylko złożyć wszystkim czytelnikom bloga krótkie, aczkolwiek płynące z serca życzenia. :) Niech tegoroczne Święta będą dla nas pięknym czasem spędzonym wśród najbliższych, a atmosfera miłości i radości da nam siłę, by sprostać wszelkim wyzwaniom, jakie czekają na nas w 2011 roku.

Wesołych Świąt!
BK

0 komentarze:

Prześlij komentarz

 
◄Design by Pocket Distributed by Deluxe Templates